Spory, czy ekranizacje książek są dobre, czy też nie, zostawmy na później. Jestem pewna, że każdy z Nas czując niedosyt po skończeniu książki decyduje się na obejrzenie filmu (lub na odwrót!). Mając to na uwadze postanowiłam przygotować trzy pozycje, które moim subiektywnym zdaniem przerosły książkę i nadały jej nowego wymiaru.
- „Tamte dni, tamte noce” – najpierw obejrzałam film. Spalone słońcem Italijskie miasteczko, stara włoska willa z basenem, ogród Moneta i przepiękne ujęcia na książki. Film Guadagnino to przepiękna historia, którą łykamy zarówno wizualnie, jak i duchowo. Nie można tego powiedzieć o książce Acimana, która zaczęła mnie przerażać od pewnego momentu. Niepokojące sceny, wykorzystanie nieletniego, czy może czasem zbyt odrealnione wyznawanie uczuć… Do tego ciągnące się i przeżute opisy emocji bohaterów, które nie przyjmują się w naszej wyobraźni tak dobrze, jak widoki na odległe włoskie góry, łąki i miasta. A wszystko to w rezultacie wpłynęło negatywnie na postrzeganie filmu. Książka nie miała również istotnego elementu, który pojawił się na końcu – nutki tajemniczości. Spojlerując, w filmie nie wiemy nic, po książce wiemy, aż za dużo – a po co?
- „Gambit królowej” – serial odbił się szerokim echem na Netfliksie i stał się uwielbiany przez wszystkich. Przepiękna Anna Taylor Joy, lata 80, płonąca pasja i problem z uzależnieniem – nutka czegoś, co widzowie kochają najmocniej. Do tego w tle rockowe utwory i obserwowanie jak piękna, silna i cholernie inteligentna kobieta mierzy się z własnymi słabościami i pasjami. Książka okazała się być jednak o wiele bardziej nudna, a do tego zawierała w sobie niepotrzebną scenę z wykorzystaniem seksualnym, która ma się nijak do reszty fabuły. T/ak jakby autor chciał nam podarować jedną ze swoich fantazji…
- „Mechaniczna pomarańcza” – książka została napisana cholernie trudnym językiem. Autor na jej potrzeby stworzył specjalny słownik, co sprawia, że lektura to prawdziwe wyzwanie. Film jest łatwiejszy w odbiorze i pozwala nam wychwycać więcej szczegółów. Oczywiście nie odejmuje to książce jakości, mimo wszystko dzieło Stanleya Kubricka przemawia do nas bardziej niż sama lektura.